piątek, 26 października 2012

"Blondynka w Tybecie"


Autor: Beata Pawlikowska
Tytuł: Blondynka w Tybecie
Liczba stron: 160
Czas czytania: 1 dzień



Moja opinia: Witam blogowy świat po długiej nie obecności. Nie wiem czy zauważyliście, ale bardzo długo mnie tutaj nie było.
Od tej właśnie pozycji zaczęła się moja przygoda z książkami pani Pawlikowskiej. Czemu akurat ta? Nie wiem, jak zwykle Martyna weszła do biblioteki bez wyżej określonego celu i znalazła właśnie ją. Był to czas kiedy na blogach dosyć często pojawiały się książki o tematyce podróżniczej. No to wzięłam i zaczęłam czytać.
Temat Tybetu intrygowałam mnie od bardzo dawna- chciałam pogłębić wiedzę na jego temat. Jest to kraj znacznie różniący się od innych państw.Górzysty kraj zajmujący się  uprawą roli. Nie mają zawodowej armii, ani drużyny piłkarskiej. W ich kraju panuje spokój ludzie żyją religią.
Jednak przed przeczytaniem książki nie zdawałam sobie sprawy czym żywią się Tybetańczycy, że piją herbatę z masłem i solą, nie zagłębiałam się w zasady buddyzmu, nie studiowałam ich historii. Może słowo "intrygował" jest tutaj nie potrzebnie użyte, ponieważ dla mnie był to region o innych zasadach.
Dzięki pani Pawlikowskiej pogłębiłam swoją wiedzę na temat tej części świata.  Zaciekawił mnie fakt, że mieszkańcy tybetu wierzą reinkarnację. Uważają  że po śmierci człowiek wróci na ziemię formie  w jakiej sobie zasłużył. Jeśli będzie żył źle cofnie się na drabinie reinkarnacji, może pojawić się  nawet jako roślina.
Autorka w bardzo subtelny porusza historię tego górzystego kraju. Między innymi fakt najazdu Chin na Tybet,emigracji ich duchowego przewodnika Dalajlamy oraz jak z tym wszystkim radzą sobie rodowici mieszkańcy.
Pokojowe wyzwolenie Tybetu, bo tak nazywają to władze Chin rozpoczęły się 7 października w 1950 roku.  Od tego roku Republika chińska zaczęła wprowadzać swoje prawa i zasady. Budowali drogi, zatrudniali Tybetańczyków do wykonywania dla nich pracy, nałożyli na uduchowiony kraj konsumpcyjny tryb życia. Po przeczytaniu całej relacji pani Beaty na ten temat stwierdziłam, że  przez inwazję stracił swój urok, stracił coś czego już nie odzyska.  Mieszkańcy nie przejmują się, jednak tym wszystkim dalej są głęboko wierzący, dalej bardzo szanują Dalajlamę. Chińczycy żyją swoim trybem,a Tybetańczycy swoim.
Kolejnym plusem są fotografie oraz zabawne obrazki dołączone do książki.Utwór jest napisany przyjemny językiem, pomimo tego nie czyta się jej tak lekko jak inne powieści.
Więc jeśli chcecie bardziej zagłębić się w życie Tybetu.Dowiedzieć się co to są maślane lampki oraz młynki modlitewne. Koniecznie po nią sięgnijcie. :)
Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Właśnie tak jest rozpocząć rok szkolny w nowej szkole - dużo nauki, sprawdzianów i kartkówek. Co za tym idzie totalny brak czasu na inne sprawy. ;/ A jak tam u was?